Co zainspirowało Pana do napisania tej książki?
Moja książka “You Can2. Wymaluj sobie życie” powstała z potrzeby podzielenia się czymś, co sama przeszłam, drogą pełną wyzwań, ale i momentów, w których odkrywałam, że naprawdę mogę. Chciałam pokazać, że zmiana jest możliwa, że każdy z nas ma w sobie moc, by tworzyć życie na własnych zasadach. Często wydaje nam się, że coś jest poza naszym zasięgiem, boimy się ryzyka, blokuje nas lęk przed opinią innych… Ale prawda jest taka, że granice są tylko w naszej głowie. Ta książka to zaproszenie do działania, do sięgania po marzenia, do odważnego malowania swojego świata tak, jak chcemy. Nie jest tylko moją historią, jest też przypomnieniem dla czytelnika, że może więcej, niż myśli 🙂
Ile czasu minęło od pomysłu do wydania książki?
2 lata
Jak wyglądał proces tworzenia tej historii – czy miała Pani wcześniej dokładny plan, czy fabuła rozwijała się spontanicznie?
Pisząc “You Can2. Wymaluj sobie życie”, nie miałam sztywnego planu, bo ta książka jest bardzo blisko życia, a życie przecież rzadko trzyma się scenariusza. Wiedziałam, jakie przesłanie chcę przekazać, ale pozwoliłam, by historia rozwijała się naturalnie, w zgodzie ze mną i moimi doświadczeniami. To była podróż, w której emocje, wspomnienia i przemyślenia same układały się w kolejne rozdziały. Czasem czułam, że słowa płyną same, a czasem musiałam zatrzymać się, spojrzeć wstecz i dać sobie przestrzeń na refleksję. To nie była tylko praca nad tekstem, to był proces przeżywania na nowo pewnych momentów, mierzenia się z nimi i przekuwania ich w coś, co może inspirować innych. Więc jeśli miałabym odpowiedzieć wprost, ta książka powstawała sercem, nie tabelką w Excelu.
Jakie największe wyzwania napotkała Pani podczas pisania tej książki?
Jednym z największych wyzwań przy pisaniu “YouCan2.Wymaluj sobie życie.” było znalezienie równowagi między osobistą szczerością, a uniwersalnością przekazu. Chciałam, żeby ta książka nie była tylko moją historią, ale także inspiracją dla innych, narzędziem, które pomoże czytelnikom odnaleźć własną drogę. Kolejną trudnością było zmierzenie się z własnymi emocjami. Niektóre fragmenty wymagały ode mnie powrotu do trudnych momentów, ponownego ich przeżycia, ale w taki sposób, by wydobyć z nich siłę i wartość dla innych. To nie była tylko praca nad tekstem, to był również proces wewnętrzny, wymagający refleksji i odwagi, by mówić o zmianie nie jako o czymś łatwym, ale jako o czymś możliwym. Było też wyzwanie techniczne, jak opowiedzieć o czymś tak dynamicznym jak zmiana w życiu, by było to inspirujące, a jednocześnie konkretne i praktyczne. Chciałam, by każdy, kto weźmie tę książkę do ręki, nie tylko uwierzył, że może więcej, ale też wiedział, od czego zacząć. Ostatecznie, największym wyzwaniem było… po prostu zacząć. Bo jak to często bywa, najtrudniejszy jest pierwszy krok 😉
Czy podczas pracy nad książką odkryła Pani coś nowego o sobie lub swoim sposobie pisania?
Oj tak, podczas pracy nad książką wiele razy sama siebie zaskoczyłam! Przede wszystkim zobaczyłam, jak bardzo zmiana, temat, o którym piszę cały czas dzieje się też we mnie. Zdarzało się, że pisałam o odwadze, a chwilę później musiałam ją w sobie znaleźć, żeby w ogóle kontynuować. Pisanie tej książki było jak rozmowa z samą sobą, czasem wspierająca, czasem konfrontująca, ale zawsze szczera. I co ciekawe, przy okazji odkryłam też coś nowego o moim stylu pisania. Okazało się, że piszę tak, jak rozmawiam z ludźmi, z serca, bez nadęcia, z dużą dawką emocji i obrazu. Lubię, gdy słowa płyną naturalnie, jakby siedziało się z kimś przy kawie i opowiadało historię. Nie muszę wszystkiego zaplanować, wystarczy, że jestem autentyczna. I to chyba moja ulubiona część tego procesu: że pozwoliłam sobie pisać po swojemu.
Czy jest jakiś wątek lub scena, którą szczególnie trudno było napisać? Dlaczego?
Tak, był taki fragment, który wyjątkowo trudno było mi napisać; ten, w którym opowiadam o śmierci mojego taty, który popełnił samobójstwo. Choć to wydarzenie jest już we mnie jakoś „przepracowane”, to pisanie o tym okazało się zupełnie innym doświadczeniem. Chciałam mieć ten fragment jak najszybciej „za sobą”. Miałam wrażenie, że wystarczy, że napiszę go szybko i od razu pójdę dalej, jakbym odrabiała trudną lekcję z życia, którą już przecież znam. Ale kiedy usiadłam do pisania, wszystko wróciło. Nie w sensie dramatycznym, tylko… prawdziwym. Pojawiła się ta znajoma cisza, te pytania bez odpowiedzi, które zostają w sercu na zawsze. Zrozumiałam, że nawet jeśli coś już jest „oswojone”, to nadal może być w nas żywe. I że to też jest okej. Pisanie tego fragmentu było jak przechodzenie przez mgłę, chciałam biec, a musiałam zwolnić. Dać sobie przestrzeń na emocje, które wciąż we mnie były. I paradoksalnie to właśnie ten fragment; ten, którego chciałam się pozbyć najszybciej, okazał się jednym z najbardziej prawdziwych i poruszających w całej książce. I wiem, że jeśli choć jednej osobie pomoże poczuć się mniej samotnie w jej własnym bólu, to było warto go napisać.
Jakie emocje chciała Pani wywołać u czytelników?
Chciałam, żeby czytelnicy poczuli… że mogą. Że mają w sobie więcej siły, niż im się czasem wydaje. Że nawet jeśli życie się rozsypuje, to można je na nowo „wymalować”, po swojemu, nieidealnie, ale prawdziwie. Nie zależało mi na wzruszaniu dla samego wzruszenia. Bardziej na tym, żeby coś się w środku poruszyło, żeby ktoś przeczytał fragment i pomyślał: „To o mnie. Też tak mam. Skąd ona to wie?”. Chciałam też, żeby pojawiła się nadzieja. Taka cicha, ale obecna. Bo w książce jest i ból i trud i pytania bez odpowiedzi, ale zawsze gdzieś w tle jest też światło. I mam nadzieję, że każdy, kto ją przeczyta, zabierze ze sobą chociaż iskrę tego światła.
Czy planuje Pani kontynuację tej historii lub inne projekty w podobnym stylu?
Tak, zdecydowanie mam w głowie kolejne projekty. „YouCan2. Wymaluj sobie życie” to nie tylko zamknięta historia, to początek drogi, zarówno dla mnie, jak i dla wielu osób, które się w niej odnajdują. Coraz częściej myślę o stworzeniu kontynuacji, ale nie w sensie klasycznej „drugiej części”, tylko bardziej jako pogłębienie niektórych tematów, które poruszyłam. Zmiana, relacje, emocje, ciało, wewnętrzne dziecko, to wszystko wciąż we mnie pracuje i dojrzewa. Poza tym bardzo marzy mi się połączenie słowa z obrazem, może coś bardziej wizualnego, kreatywnego, warsztatowego? W końcu malowanie życia to nie tylko metafora. Więc tak, będzie więcej. Może inaczej, może odważniej, może jeszcze bliżej człowieka. Ale jedno wiem na pewno: chcę nadal pisać z serca. I tworzyć przestrzenie, w których inni mogą odnaleźć kawałek siebie.
Jakie ma Pani rady dla początkujących pisarzy?
Moja najważniejsza rada? Pisz. Nawet jeśli nie wiesz, dokąd Cię to zaprowadzi. Nie czekaj na idealny moment, wenę z nieba czy „lepszą wersję siebie”. Pisz tak, jak czujesz, z emocji, z doświadczenia, z potrzeby. Nie bój się być prawdziwy. Czasem najprostsze zdanie, napisane szczerze, trafia mocniej niż najbardziej wymyślna metafora. I nie porównuj się. Każdy ma swoją historię i swój głos, Twój też ma znaczenie. Pozwól sobie pisać niedoskonale. Pierwsze wersje nie muszą być piękne, ważne, żeby były prawdziwe. Z czasem nabierzesz odwagi, rytmu i swojego własnego stylu. I najważniejsze, nie chowaj tego do szuflady. Daj swoim słowom żyć. Choćby w poście, w blogu, w krótkim fragmencie na kartce. Nigdy nie wiesz, kto właśnie tego potrzebuje.
Czy jest coś, czego czytelnicy nie wiedzą o kulisach powstawania tej książki, a czym chciałaby się Pani podzielić?
Tak, zdecydowanie jest coś, czym chciałabym się podzielić, a co nie zawsze widać z zewnątrz. Pisząc „YouCan2. Wymaluj sobie życie”, przekonałam się, że wena nie przychodzi na zawołanie. Ona wpada wtedy, kiedy chce, najczęściej niespodziewanie. Czasem pojawiała się w środku nocy, innym razem podczas robienia zakupów, a bywało też, że dopadała mnie dokładnie wtedy, gdy miałam mieszać zupę albo kończyć ważny mail. I wtedy nie było zmiłuj, rzucałam wszystko i biegłam zapisać to jedno zdanie, które nagle „przyszło”. Zdarzało się też, że siadałam do pisania z pełną gotowością… i nic. Cisza. A potem, gdy tylko odpuściłam, nagle przychodziła myśl, która trafiała w sedno. Pisanie tej książki nauczyło mnie pokory i słuchania, nie tylko siebie, ale i życia. Bo ta książka nie została napisana przy biurku, została wysłuchana. Zdanie po zdaniu, emocja po emocji. I myślę, że właśnie dlatego potrafi dotknąć, bo nie została wymyślona. Została przeżyta.
Czy są jakieś książki lub autorzy, którzy wpłynęli na Pana styl pisania?
Tak, zdecydowanie są tacy autorzy. Duży wpływ miała na mnie Byron Katie, jej sposób zadawania prostych, a jednocześnie przełomowych pytań nauczył mnie innego patrzenia na własne myśli. Z kolei Louise Hay pokazała mi, jak ogromną moc mają słowa, które kierujemy do siebie. Ich książki były dla mnie nie tylko inspiracją, ale też wsparciem w trudnych momentach i myślę, że to właśnie one pomogły mi zrozumieć, że uzdrawianie może zacząć się od jednego zdania. To dzięki nim poczułam, że pisanie może być narzędziem zmian, nie tylko dla autora, ale przede wszystkim dla czytelnika. I choć mój styl jest bardziej osobisty i emocjonalny, to ta energia troski, odwagi i pracy z myślami, bardzo mocno mi towarzyszyła przy tworzeniu „YouCan2. Wymaluj sobie życie.”